Gdynia obchodzi swoje 99 urodziny: refleksje na temat Biegu Urodzinowego

W dniu, kiedy Gdynia obchodziła swoje „okrągłe” 99 urodziny, miasto tętniło życiem. Obfitość wydarzeń sprawiła, że ten dzień był wyjątkowy, a jednym z tych wydarzeń był Bieg Urodzinowy Gdyni. Zorganizowano go w niedzielę, 9 lutego. Wielu chciało uczcić urodziny miasta w sportowy sposób – niemal cztery tysiące entuzjastów biegania stanęło na linii startu. Szczególnie imponujący był udział 2500 osób w biegu na główny dystans 10 km. To było dość imponujące, zwłaszcza w kontekście spadku uczestnictwa w biegach po rozpoczęciu pandemii.

Miałem zaszczyt i przyjemność uczestniczyć w tym biegu. Nie chodziło o pobicie osobistego rekordu czy podbicie własnych wyników – po przekroczeniu pięćdziesiątki, to nie jest najważniejsze. Moja motywacja była inna: chciałem okazać szacunek dla Gdyni i jej wspaniałego jubileuszu oraz poczuć atmosferę tego sportowego święta. Ale co do tej atmosfery, niestety, nie wszystko poszło tak, jakbym sobie tego życzył.

Nie mam zastrzeżeń do organizacji Biegu Urodzinowego. Wszystko przebiegło bez zakłóceń: pakiety startowe były efektywnie rozdawane, trasa posiadała certyfikat Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, a na mecie czekały atrakcyjne medale. Jednakże, w moim odczuciu, brakowało „serca biegu” – to specjalne coś, co sprawia, że wydarzenie staje się niezapomniane na miesiące, a nawet lata. Mimo że nie udało mi się uzyskać upragnionej „życiówki”, to właśnie tego „serca” mi brakowało 9 lutego w Gdyni.